w bezczasie...
do tamtych drzwi wciąż biegnie ścieżka
porośnięta ciepłymi daliami
dziś kiedy przymykam powieki
widzę złote światło bijące z okna
i postać stojacą przy krzywej balustradzie
nieruchomą jak czający się w sieci pająk
zatrzymuję bieg by zaczęrpnąć garść powietrza
z uchylonych drzwi rozkwita świetlisty kobierzec
a z wnętrza unosi się woń suszonych ziół
dobiega turkot starej maszyny do szycia
i zaśpiew Anny ścisza zaklęcia
pukam w drzwi popycham nie trzeszczą
tylko naoliwiona cisza w której nikt nie mieszka
nie hurgoczą o ganek targane przez wiatr
stare gałęzie szklanki
i nie skrzypi szara reneta
odeszło wszystko z Anną