Jaskrawy poranek
Żegnając noc spoglądam na niebo
Z wysoka patrzę na ciebie o glebo
A gdy jest już zbyt jaskrawo
Gdy co rano wspomagam się kawą
By pozbierać rozbitą rzeczywistość
Pojawia się pytanie, dla innych oczywistość
Jest czy nie jest światło?
Przekonamy się gdy wszystkie zgasną
Ale zanim to nastąpi
Mam zamiar od pesymizmu odstąpić
Zadać przy tym inne pytanie
Gdybym jednak spadł, cóż po mnie zostanie?
To tylko ile zdołam unieść
Nie wiersze choć te w trumnie umieść
To ta każda chwila złota
Gdy się przyczyniłem by w kimś uśmiech zamigotał
To ta właśnie refleksja, która każe wybierać
Czy chcesz żyć ,czy umierać
I nie ma się co zastanawiać nad światłem
Tylko żyć tak by po przejściu, reflektory nie zgasły.
By mnie łączono z chwilą radosną
Bym dla przyjaciół nie był troską
I bym na koniec nigdy przenigdy
Nie witał się z rankiem na klifie urwistym
Ranek prześliczny, jest tylko w świetle
Nie zaryzykuję więc mroku co będzie trwał wiecznie.