Walizka
łapiąc poranka świeżość.
"Już czas" - te słowa
zagrały w jej ustach,
niczym nieznana uwertura.
Pochyliłem się by wiedziała,
że nie godzę się - nie chcę.
Lecz ma uśpiona wola,
zbyt niskiej wartości.
Jej nieokiełznana energia
zostawiła mi rany,
jak skaza naniesione
na korpus serca.
Zapieczętowały setki kopert
w których plany życia,
mijały się z uczuciami.
Pozbierałem resztki myśli;
budować z nich chciałem
zamek szczęścia.
Masywną twierdzę
tylko dla miłości,
podpartej naszych dusz
mocnymi filarami.
Słońce - twór potężny
co świecić nam miał
każdego dnia i do końca,
spalił mosty po których
stąpać mogła uczuć głębia.
Ostatnie co widziałem
tego straconego dnia,
to czarna skórzana walizka.