Góry
na waszych łagodnych obietnicach
moje zmarznięte nogi
ścierpnięte, prowadzę wzwyż
na waszych słonecznych trunkach
upijam się
na waszych ciętych nożem
rygorystycznej aury przegubach
przemierzam przestrzenie od teraz
do nazajutrz i potem
i dalej
pod słońce
pod gwiazdy
kołysanki księżyca
niemarznące
na tysięcznikach
w wiatrach i niepogodzie
na waszych nieugiętych szyjach
mocuję puszyste pięty
które chwytacie jak władcy
białe brzuchy licznych kochanek
możecie mnie posiąść
od teraz do
ołowiane lampiony zakwitły
nad gejszą
oddaną bez reszty