Proszę
Wyjdę z trumny nocą i uwalę się w pielesze, tak ciężki, że zapadnę się po piwnice piekieł, znajdując oparcie dopiero na symetrycznym odbiciu niebieskiego sklepienia, a diabły będą śpiewać mi do snu. Nie da się jednak zasnąć, przy takim okropnym wyciu. Trzeba wstać, wziąć batog i rozgonić to całe całe towarzystwo.
To najlepszy moment, by uwolnić myśli. Niech galopują, jak westernowe mustangi. Wzlatują, jak spłoszone stado gołębi, mknąc do azylu gołębnika, gdzie w korytkach czeka na nie lęk, którego mogą nażreć się i opić bez opamiętania.
Wtedy przyjdź do mnie. Obejmij delikatnie i powiedz swoje irytujące "Jestem tu i cię kocham". Tego właśnie potrzebuję. To mnie uratuje. Proszę.