***
Znajduję fragmenty, które złożyć się mogą na niebanalny finisz. Przynajmniej na miarę mojej marności. Ile w tym jest życia mądrości? Jaki procent głupoty? Jaki przypadkowości?
Odklejam kartki z kalendarza. Niech lądują w koszu. Mam to gdzieś. Każde jutro mija. Każde dziś się jakoś tam wydarza. Jakoś się realizuje. Czy to dzięki mojemu działaniu, czy nie. Postanawiam uparcie, że już niczego nie zepsuję. Ok, zapisuję. W głowie. Jestem więc z sobą po słowie.
I co z tego że jestem, szybko sie okazuje. Monogamia nie jest moją najmocniejszą stroną. Wymówki okazują się być jedyną obroną.
Przecież wiem że skleję
życie.
Jeśli tylko będę chciał i będę dążył. Błąd z przeszłości, jeden czy drugi, nie może mi ciążyć. Jutro wstanę i pozostanę - nad życiem w nieustającym zachwycie.
Póki co, ulepiłem dziś bałwana, patrzył na mnie prosto z lustra. Już wkrótce ulepię siebie.
Na pewno zdążę. Nim siebie pogrążę,
w bezsensowej rozkminie.
Zanim będę w piekle, albo lepiej w niebie.