KAROLINA
toczy się pełna pasji rozmowa burzliwa.
Wszyscy wspominają przepiękną Karolinę.
Ja też, przez przypadek, poznałem tę dziewczynę.
Jej blask urody czarował oczy każdego.
Lecz w jej duszy było coś jeszcze wspanialszego.
Radości, dobroć, szczerość tym właśnie była ona.
Chłopcy więc marzyli, że to będzie ich żona.
Po jakimś czasie słuch o niej zaginął wszelki.
Mówiono, że poślubił ją szejk bardzo wielki .
Oczarował ją manierami i szczodrością.
Tym, że do końca życia obdarzy miłością.
Gdy się już ożenił to zamknął w złotej klatce.
Zabronił na widzenie się z nią nawet matce.
Posiedziałem trochę lecz znajomych od chmielu
wszystkich pożegnałem i sam szedłem bez celu.
Londyńskie ulice wypełnione są wrzaskiem
tłumu ludzi i wystaw mieniących się blaskiem .
Błyski neonów, lampiony świateł radości
nie dają rady by rozproszyć mrok ciemności.
Jest chłodno i ponuro. Wokół pełno śmieci.
W dziwnej szarości niczym brylant coś świeć.
Podążam tam szybkim krokiem. Minęłam planty.
Nie, to nie jest jeden, to są aż dwa brylanty.
Kroku przyspieszam. Ktoś się zabawia piosenką.
Mnie blask oślepia wiec osłaniam twarz ręką.
Dostrzegam więcej. Widzę na gołym chodniku
jakiś barłóg jest rozłożony przy śmietniku.
Gitara, dwa różne, śmieszne, koślawe buty,
trochę jedzenia,wokół rozrzucone nuty.
W dużych, starych spodniach z dziurami na kolanach
ktoś siedzi w poszarpanych, obdartych łachmanach.
Tak, to ludzka jest postać, na pozór żałosna,
na pozór zaniedbana, a jednak radosna.
A te dwa brylanty? ... to przecież czyjeś oczy.
W nich szczera radość. To w nich jest ten blask uroczy.
W nich jest błysk czaru, bo to oczy są dziewczyny.
Jakby mi znajome. To oczy... Karoliny!
Myśli we mnie jak wiatr... Nie, jak wulkan kipiały.
Jakie nieszczęścia i tragedie ją spotkały?
Jeszcze przez jakąś chwilę z myślami się biłem.
Nie wiedziałem co mówić, wreszcie wykrztusilem.
-Co się stało? Czy to karma niesprawiedliwa?
-Nie. Po prostu tu jestem najbardziej szczęśliwa.