Zwidy/miraże
pozostawiłam w tyle codzienne troski
choć w kieszeniach marne grosze
zasypiam pod fikusem benjamina
patrzę na szerokie liście a zwisające gałązki
układają się w ukośne linie jak sploty diagonalu
niekiedy z wysokiego pnia wychynie młody listek
piękny okaz o siedmiu nibynóżkach
zamieni soczystą zieleń w białe obramowanie
latem budzi mnie świergot ptaków
nie rozróżniam treli znajome tylko ćwierkanie
wróbli i rechot czarnopiórych
czasami wiecznie głodna żółto-niebieska sikorka
szybkim lotem przetnie szklaną taflę
nie zna melancholii sunie po niebie w poszukiwaniu karmy
zazdroszczę jej uporządkowanego bytu na przetrwanie
mnie śnią się górskie zamglone krajobrazy
wyłania się pociągła twarz o wyrazistych rysach
Bożena Joanna
Maj 2021