Szaruga jesienna
Opadły z kolorów, ponury i senny,
Niedawno złocony w blasku słońca liśćmi,
A teraz odarty z barw i dobrych myśli?
Smętny i wilgotny zziębniętym oddechem,
Ciemność i szarugę ścielący z pośpiechem,
Znamię melancholii noszący boleśnie,
O trupim zapachu zgnilizny i pleśni …
Ach, gdzież się rozpłynął ten skarbiec odcieni,
Co się tak uroczo w blaskach słońca mienił
I gdzie uleciało to subtelne ciepło,
Które jeszcze wczoraj iskrzyło się krzepko?
Pola, co po żniwach zmęczone usnęły,
Mgłą się otulają jak w białej pościeli
I liście opadły – drzew ramiona gołe
W modłach o przetrwanie wznoszą się z mozołem.
Letnie niespełnione marzenia bezbronne
Troską posmutniały jak twory bezdomne.
Czas je już pożegnać bezsilnym pokłonem,
Szlochem, jak na trwogę zawodzącym dzwonem.
Przyroda zasypia … Wiatr do snu jej śpiewa
Kołysankę smętną i pociesza drzewa,
Że je w końcu zbudzi ciepły dotyk słońca,
Że kiedyś tych smutków doczekają końca,
Że teraz odpoczną, a kiedy sen minie
Znów zagości zieleń na pól, łąk równinie,
A ruch zwierząt znowu da im się we znaki
I z wrzawą powrócą z ciepłych krajów ptaki.
Wróci znowu świeżość budzącej się wiosny,
A po nim nastanie czas lata radosny.
Na wszystko jest pora – świat się kręci w koło,
Teraz tylko zimie trzeba stawić czoło …