kintsugi
jestem utrzymanką nieba
choć społecznie robię w piekle
gdzie marnuję bochen chleba
który mógł wyrosnąć pięknie
gdyby nie zbyt ciasna forma
w której ogień żądz go spala
mógłby apetytom sprostać
i podzielić się pozwalał
a tak jednym okiem w niebie
drugim w piekle iskry wzniecam
wciąż cię urabiając chlebie
chociaż marna moja dzieża
.
każdy swoje ma wierzenia
swój dekalog chwil codziennych
w których radość i cierpienie
jest bagażem nieodmiennym
jak ta siła co przenosi
gdzieś pomiędzy grawitacją
jakby chciała nas przeprosić
i od nowa wszystko zacząć
a my jak te ptaki w locie
zawieszone pod kopułą
nieba w którym piekło gości
na różańcu rwiemy czułość
i wierzymy w swoje prawa
nad innymi jak w dekalog
tego co codziennie sprawia
że składamy życie w całość
i pomiędzy wiarę w ludzi
wpisujemy puste słowa
wciąż próbując się obudzić
by od nowa dzień miłować
.
magiczny władca poetów
czaruje srebra urodą
czasami pozwala poczuć
tą nikłą myśl ponad głową
płynącą w luny wezgłowie
jak iskra upadła z gwiazdy
co skryła się w ciemnym oknie
i cicho próbuje zasnąć
lecz on nie daje spokoju
dualnie pióro podkręca
i tworzy słów iluzorium
dla których siła zwierzęca
jest pierwszym zrywem poety
co w gwiazdach znalazł mamidła
i ruszył prosto gdzie księżyc
wysrebrza spalone skrzydła
.