bez/pretensjonalna/
zła godzino co przyszłaś
by na progu móc rzęzić
że tu twoja jest przystań
ja ci drzwi nie otworzę
choć niepokój mną miota
jak najdzikszym ze stworzeń
co w wir burzy się dostał
wciąż próbując ocalić
to co jest mu najbliższe
gdy świat cały się wali
i marnieje wśród zgliszczy
ja próchnieję pokornie
chociaż drzwi nie odmykam
z tą godziną co we mnie
brzmi jak zgrana muzyka
nie miej do mnie pretensji
tak ratuję swą duszę
w której tkwi kwintesencja
tej dzikości wśród wzruszeń
kiedy czuję że nicość
to coś więcej niż dramat
w którym nieznana przyszłość
pozostanie w nas sama
trwamy...