Przystanek autobusowy
od ranka do ranka
zawsze niespokojny
wciąż jedno miałem w głowie
wciąż spotykałem koleżanki
dotykałem nozdrzami
ten albo inny mniej albo bardziej znany
miło zawinięty
w zwinięty uroczy zapach
bycia blisko
przez parę krótkich czasu jednostek
gdzie spokojnie wisiałem
pomiędzy wczorajszym a jutrzejszym porankiem
nie myśląc co będzie potem
pchnięty do przodu łykałem chytrze
niewinne kropelki zasolonego deszczu
i z powrotem pchnięty
lądowałem gdzieś daleko od rzeczywistości
zakochany do nieskończoności
na jedną chwilę
do jutra.