Po prostu
jak przez rozbite lustro
poranione stopy
ramiona i czaszka
kolorowe fragmenty
upycham po kieszeniach
aby ułożyć witraż
w nowej ramie
kiedy jestem kochany
więc kocham i ja
jestem wszystkim
i nikt nie jest winny
rozpościeram ramiona
i otwieram serce
pokonując przestrzeń
od łez do uśmiechu
przez kluczowe słowa
podglądam przyszłość
choć zamglone oczy
nie widzą kto woła
lecz serce na dłoni
które nie boi się wron
bije głośniej niż dzwony
i toczy moją toń
brzegiem czasu
spokojnie rosną kwiaty
bezboleśnie szumią drzewa
na ławce śpi świerszcz
usiądźmy jeszcze raz
niech zbudzi się muzyka
niech poczuję znowu
i zobaczę w sobie nas