Pół żartem pół seriom
na siedmiu wzgórzach jak Rzym
pełen zabytkowych fortec
kościołów cerkwi i twierdz
San przez pokolenia spokojnie płynie
spaceruję z Zołzą z nią tu nigdy nie zginę
słońce czerwcowe jest znośnie
jak żona w całej podróży
czuję się przy niej swobodnie
nawet mogę się odezwać
do przypadkowych ludzi
bo w domu buzię otwieram
jedynie przy jedzeniu i na stojąco
wchodzę pod dywan
w trakcie obiadu na zabytkowym dworcu
gdzie niegdyś Austriacki Cesarz
się zatrzymał wiersze poeci recytują
nawet żebrak przystanął
by posłuchać poezji życiem pisanej
skorzystał z obfitego obiadu
i uronił łezkę
dania były smaczne
kawior cebula pomidory
kaszanka pasztet z przygodnego kota
gulasz wołowy ze starego kurczaka
kelnerki stanęły na wysokości zadania
oczy było na czym zawiesić
piersi jak wydmy nad Bałtykiem
o pośladkach już nie wspomnę
bo Karol organizator uszu mi natrze
ten moment wykorzystałem
po raz pierwszy w życiu
przytuliłem się do żony