ODLATUJĄC W TRÓJŚWIATA STRONY
wschód był, ale zniknął w hipotezie
teraz słońce nie wstaje – od razu jest
nikt nie wie, jak zaczyna się dzień
ale nikt nie pyta, skąd jasność
bo wojna została za nieistniejącą granicą
mamy ZACHORÓD, gdzie wszystko blednie
słońce umiera bez żalu i hałasu
przeszłość pakuje walizki na zawsze
czas zasypia bez snów i budzika
nikt nie wspomina, bo nie ma po czym
mamy LODOMROK, gdzie zimno ma rację
światło trzeszczy w pęknięciach nocy
czerń jest tak gęsta, że można ją ciąć
ciała oddychają bez zgody myśli
wszystko trwa, choć nic się nie dzieje
i jest SŁONEJSK, gdzie ziemia paruje
ludzie śmieją się, bo nie wiedzą dlaczego
morza czekają, aż ktoś je wypije
niebo kapie, ale nigdy nie płacze
i tylko wiatr zastanawia się, skąd wieje
trzy strony wystarczą – czy na pewno?
czy świat jest pełny, gdy nikt nie pamięta?
czy można iść naprzód, gdy nie ma początku?
czy mniej oznacza pokój, czy bujną utopię?
redukcja strony ma sens, którego nie widać?