Manek
Jak szybko w kieszeń moją wracacie,
Choć w pośpiechu obłędu wydane;
Wreszcie mogę sam w ozdobnej szacie
Chodzić i chwalić się naokoło:
Tak mi się teraz dobrze powodzi!
No co? Czyż nie każdy się z tym zgodzi?
Zazdrość zżera, a mi – mi wesoło.
A co nie mogę? Kto mi zabroni?
Kieszeń napełnić, wydać dowoli.
Taki los mój marny. Mnie obroni,
Ustrzeże, a i jeszcze pozwoli
Żyć tak jak dotąd nikt jeszcze nie żył,
W mamonie kąpać się i obracać.
I powiecie: ten widział i przeżył,
Tylko w piekle będzie się przewracać.
Moja mamona, moje pieniążki,
Pieniążki kochane, ukochane!
Ach, jak dobrze zostały wydane:
Na podwiązki, na złoto, na wstążki!
Kto mądry, wie jak oszukać złego,
By monety powróciły do niego,
Więc jeden z drugim prostą metodą
Złoczyńcę w pole bólu wywiodą.
– Naplułem i chleb święty też noszę;
Nie oszuka mnie, ten co Mankowi
Duszę na wieczność oddał za grosze.
Wbrew sumieniu i wbrew zakazowi
Zaprzedał się, teraz wiecznej męki
Zazna w piekła ognistego żarze,
Doświadczając cierpień i udręki
W najstraszliwszym możliwym wymiarze.
A ten się śmieje. – Mam pieniądz,
Więc nie podskakuj mi ludku.
Gadał i myślał nie wiedząc,
Że stacza się powolutku.
Jednak, gdy kostucha zapukała
W drzwi duszy jego, w śmierci dniu,
Twarz śniada ze strachu poczerniała.
W piekle wbity na drewna pniu
Cierpi męki po dzisiejszy dzień
Pośród innych dusz zbłąkanych,
Zatraconych, oszukanych
Mamony blaskiem. I tylko cień
Pozostał po człowieku złudnym,
I choć wierzył w pieniądz i mądrość Manka,
Sprzedał duszę mocą okrutnym.
Za dużo. Pękła urojona bańka.