W mojej głowie
obcych
a właściwie tutejszych, skoro tutaj powstały
czasem orientuję się, że bocznym wejściem wkradają się przebierańcy
w poszukiwaniu domu czy może dla zabawy?
Są i tacy, których wyraźnie podrzucono,
bo strach wypisany na ich twarzach i nie wiedzą gdzie ani skąd są
biedne zguby co nigdy do siebie nie wrócą,
prawdopodobnie bowiem nigdzie prawdziwie nie należą, a więc karmię je i poświęcam uwagę.
Każdego dnia od nowa staram się rozpoznać kto mnie znów odwiedza
a najgorsza do zniesienia jest świadomość, że pomimo szczerego płakania serca mego, nie każdy z gości jest dobry i wart dokarmienia.
Bo gdy któregoś pieszczę, wszystkie mu podobne głosy stają sie dużo wyraźniejsze, wypełniają moją przestrzeń, aż mam wrażenie, że przejmują ster.
Początkowo niewinne sieroty, teraz zadomowione w domu nieswoim, czując wystarczającą swobodę, zdejmują niezbyt wygodne odzienie, zmywają fałszywy smutek i
nie chciałabym by ktoś zrozumiał mnie źle - nie oceniam po wyglądzie
lecz w połączeniu z ich okrutnym wrzaskiem, zaczynają przypominać demony.
Kopią ściany, gryzą sufit, a wiązanki z ich ust bez przerwy rzucane to słowa tak podłe, tak potworne, że pozostali trzęsą się w kącie lub chowają pod podłogę, przerażeni tym horrorem, który u mnie zagościł.
Słyszę więc już tylko przekleństwa, jad się z nich sączy i wszystko przenika, a cały mój niemały metraż wypełnia okrucieństwo wobec samej mnie.
Głośniejsze niż kiedykolwiek, jest ich zbyt wiele, a z każdym kolejnym coraz bardziej im wierzę.
Mają rację, sama jestem sobie winna
naiwna zatroszczyłam się o te niewłaściwe, głucha stałam się na wszystkie inne, aż niesłyszane uciekły w milczenie.
Obrzydliwe kłamstwa mnie zatruwają, tańczą po ścianach niczym groźny grzyb, w końcu jednak męczące cierpienie pozwala mi zasnąć.
Gdy się budzę, pierwsze co słyszę to wciąż trwający atak na moją osobę, aż wnętrze mnie pali, lecz moment - coś słychać z pod desek
to niewyraźny szept, mówi "przecież jesteś u siebie, nie daj się pochłonąć koszmarom, bo jeśli one twoją karą, to za twą dobroć i pieszczenie".
Jedyny łagodny głos, wśród tamtych brzmi szczerze, więc wsłuchuję się i słyszę ich więcej
zaniedbane przeze mnie, teraz wychodzą z ukrycia, gotowe ugasić płomienie i poukładać meble, bez zbędnego krzyku zagłuszyć demoniczne syczenie.
Minęło wiele dni od paskudnego horroru, a wciąż zaklejamy ściany i okrutne dźwięki jeszcze całkiem nie ustały,
lecz teraz wiem, że choć miejsca tu wiele, to ode mnie zależne jak je wypełnię.