za szybą
nim nas dopadnie codzienna proza
w strony gdzie wszystko jest bliżej nieba
gdzie żadnej chwili ustom nie szkoda
i będzie można na całe gardło
śpiewać ballady w duszy poczęte
mroczny widnokrąg pokrywać światłem
dopóki kula w dłoni nie pęknie
ziemi co gości nas w paranoi
powtarzalności fraz w każdym wierszu
chodź pobiegniemy nim nas dogoni
ta której zdanie zawsze na wierzchu
a jeśli przyjdzie stanąć w podróży
nim się wypali ostatnia świeca
pobiegnę dalej by ci przybliżyć
nuty dla których życie poświęcam
abyś mógł poczuć wahadło światła
na partyturze dni co się knocą
chodź pobiegniemy zanim zatracą
się w pustych wierszach pisanych nocą
nim się kalendarz pokryje kurzem
szans utraconych już bezpowrotnie
a świeca zgaśnie samotnie w lustrze
tym co jej było jedynym oknem
.
pergaminowa moja skóra
napiętnowana jest historią
dni co minęły niczym chmury
barwione senną alegorią
która w ukrytych metaforach
tworząc poezję ludzkiej duszy
czystej jak zapomniane wczoraj
pragnie aż do dna ją poruszyć
pięknem ukrytym w każdej zmarszczce
co jak hieroglif tworzy wersy
dłonią co jeszcze z piórem walczy
by sens przygody stał się wierszem
zamkniętym we mnie raz na zawsze
gdzieś pod okładką tej noweli
dla której skóra tak się marszczy
złuszczając czerń z niewinnej bieli
.