Słabiuteńki podmuch
Otulone, czyściutkie, zadbane
jak roślinki z dalekich stron
Którym szkodzi niedobór z nadmiarem
bo je zetnie tak upał jak ziąb
Trwają w poprzek czasu logice
bezlitosnej choć tak poprawnej
która życiu wyznacza granice
Tlą się jeszcze – płomyczki bezradne
(Ref.
A kiedy powieje wiatr
w czas wilgotny
z siłą dawno odbytych rozmów
który z trudem zgarnąć by mógł
włosów kosmyk
Słabiuteńki jesienny podmuch)
Płomyk tli się, gaśnie, jaśnieje
ciemna cisza się skrada jak kot
Zauważasz coś lecz to nie jest
tym co daje się zobaczyć stąd
Jeszcze czasem chwycisz spojrzenie
gdy uniesie się wiotka powieka
Jesteś blisko, lecz to złudzenie
patrzą oczy na ciebie z daleka
(Ref.
A kiedy...)
Przyjdzie nocą tuż przed świtaniem
chłodnym palcem zapuka gdzieś w stół
Może ruszy firanką lub w zamian
dreszczem spłynie ci wzdłuż pleców w dół
Niewidzialne są skrzydła motyle
i trzepocą tak bardzo króciutko
Ty odwrócisz się tylko na chwilę
a płomyczek zgaśnie cichutko...
(Ref.
Bo kiedy...)