Artystom sceny w dniu ich święta
Na pięknych słowach pędzą złotouści,
powiew ich sztuki dech w piersiach zapiera.
Wznoszą się w górę lub wewnętrzne puści
opadają nisko, gorycz porażki odczuwając nieraz.
Dzierżą wciąż kurczowo swą klepsydrę życia,
gdzie im w górnej bańce wciąż ubywa piachu.
Liczą, że ich siły są nie do spożycia,
choć na upływ czasu spoglądają w strachu.
Wierzgają tęskniąc, chcieli by w dal siną…
Wzbudzają podziw, gestem, słowem twarzą…
Kochają, czują, nieustannie marzą,
tymczasem ziarnka szarą strużką płyną.
W świetle jupiterów czują się, jak w niebie.
Kurtyna opada… bledną piękne maski
i w życie prywatne trzeba iść do siebie.
Żal, że tam na scenie zostały oklaski.
Bogumił Pijanowski