Dobrostan w nawiasie
Ten żywcem spłonął w kopalni,
Ten w bójce zabity,
Ten umarł w więzieniu,
Ten z mostu spadł przy harówce dla żony i dzieci
– Wszyscy, wszyscy śpią tu na wzgórzu.”
— Edgar Lee Masters
od szóstej rano do "jak się uda".
Terkotem maszyn w codziennych trudach,
szyta pazerność łbom przy korycie.
Zmęczone ręce dyndają biednie,
jak martwe witki suchego drzewa.
Jeden rarytas utkwiony w plewach,
nie uśpi człeka zanim ów szczęźnie.
Dobrocią serca usłane drogi,
którymi młodość kiedyś chadzała.
Chęci i zapał na dwóch pedałach,
jechały walczyć z zachodnim wrogiem.
Czasy są nowe lecz wyzysk stary.
W arkanach modlitw szukanie winnych.
System już tylko dla tych gościnny,
co słabsze dusze łapią za bary.
A jeśliby świat stworzyć raz jeszcze
i świeżą myślą napełnić młodych,
nic ciekawego się nie narodzi;
poza obawą przed kwaśnym deszczem.