Odłamek inności w mozaice życia nie jest inną cząstką...
przylatująca z ciepłych krajów dzieciństwa.
Gościła na chwilę, by potem odlecieć na zawsze.
Wszystko miało swój kres nawet oddychanie.
Czy ktoś wykupił cały tlen, a pozostawił morderczy splin?
Anna wciąż nosiła płaszcz nawet w gorące lato,
ażeby przykryć dziury na łokciach
niemożliwie przetartej wełnianej szmizjerki.
W kolorze ciemnej nieokreślonej barwy,
jak wybroczyny krwiste powstałe po uderzeniach.
Czesanka zmieniała koloryt w zależności od pory roku.
Pojawiała się też pierwsza jaskółka zapowiadająca śmierć cywilną;
milczący telefon, a po nim ten dzwon,
sygnał alarmujący przyszłość.
Coraz bardziej uderzał sercem,
uważając, by nie spowodować pęknięcia duszy.
Bała się tego brzmienia.
Trudno się wami zmęczyć…
szeptała w ciszy uciekających myśli.
Musiała to robić, kochała to robić, chciała.
Czuła wtedy przypływ weny.
Potrzebowała tylko nadziei na jutro, którego nigdy nie widziała.
Dzisiaj tam jest tylko martwa topiel i kamienie.
Niczym ptak wędrowny leciała i odpoczywała w ciemności.
Chroniła przed burzą zamglone oczy.
Wynajmowała jeden dzień na krople łez.
Po nim pojawiały się krzywe zwierciadła,
zza których wypływały rozbite marzenia.
Odłamki niedokończonych spraw.
Niekiedy, gdy zasypiała, pragnęła obudzić się inną.
Jednak nie każdy może być inny, nie wolno być innym.
Nie potrafiła być inną. Często milczała i przyjmowała razy w policzek.
Odchodziła niewidoma.
Na zawsze już będzie się miotać pomiędzy sobą a tamtą z lustra.
Czy jutro będzie jutro, czy może nic nie będzie?
Anno! Słyszała głos tamtej… czas na zapomnienie.