spacer własnych myśli
cierpiącemu na przewlekłe omamy wzrokowe
pisany nocą
przeszedłem bardzo długą drogę
sen nie nadchodził więc błądziłem na jawie
jak spadkobierca rodzinnych problemów
które przemawiały do wiszących kurtek
i leżących na kanapie poduszek
w mrocznym tunelu głośnych wypowiedzi
życie kazało nabrać wody w usta
i napełnić rozum po brzegi myśleniem
czas nie biegł za mną na oślep
skradał się jak cichy zabójca
po piwnicznych zakamarkach
w stanie otępienia
kiedy już pogasły światła
i zrobiło się jasno
w drzwi zapukało zmęczenie
oknem wchodziła senność
koszulę rozpięło zdziwienie
a strach utulił do snu