Postscriptum do Najświętszego Sakramentu
pas skóry pachnie mlekiem, a przecież jak sól smakuje,
tam gdzie pod piersi gzymsem
pocałunek mój schnie.
Kiedy już na rozstajach lędźwi ostyga kaplica,
z tabernakulum świeci kropla jak hostia w lunulę
łona wtulona, cisza
oddycha i pół śmierć
drga. I kiedy Ona nad nami zawisa schylona,
by głaszcząc włosami gwiazd gasnące plateau naszych czół,
kiedy mógłbym tak skonać,
mógłbym zostać tak już.
Wtedy krwawa eksplozja i błysk zórz— to papierosa
zapalił w niebie Bóg.