O poranku
kiedy świt przenika noc nieśmiało
boso wyjść do ogrodu
skrzącego się w sennym brzasku
perlistymi pajęczynami
i drżącymi liśćmi
w pocałunkach deszczu
spowitego zwiewną mgiełką
skrywającą tajemnice i mądrość natury
lubię zasłuchać się w śpiew ptaków
i chór cichy szmeru drzew starych
poczuć zapach dżdżu, drewna, trawy
i wspomnień lat dawnych
wszystkich świtów leniwych
i zabieganych
tych miłosnych
i tych przepłakanych
lubię przeżywać tę mistyczną błogość
chłonąć przypływ nadziei
odkryć rytm serca odzyskany
wejść z wiarą w kolejny początek