Po wieczne czasy
milczysz jak skała, choć słyszysz serc drżenie.
Gdzieś za chmurami ukrywasz twarz swoją,
Twój ślad jest wszędzie, jednocześnie nigdzie.
Modlitwa płynie, lecz nie wraca echem,
oczy szukają twych znaków na niebie.
Kim jesteś? Słowem, czy może oddechem,
tęsknoty struną w każdym ludzkim ciele?
Ogarnąć Ciebie nie zdołam wyrazem,
gdyż jesteś bliżej, niż sięga myśl sama.
Jesteś tym jednym - wszędzie i zarazem,
w blasku i cieniu, światłem Abrahama.
W krzewie, co płonie boskim objawieniem,
był, jest i będzie misterium zdarzeniem.