Wiatrem kołysana
Odchodzi jak cień, w ciszy, bez pożegnań,
nie prosi o łzy, po cichu, bez fanfar,
a jej nieobecność dotyka boleśnie,
zostawiając pustkę w bezruchu porannym.
Nie płonie gniewem, nie szuka wyjaśnień,
zniknęły w oku kolory tęczowe.
Oddalił się czas, spiesznie, bez namysłu,
jak wiatr, co rozwiał cień dawnych uśmiechów.
W słońca promieniach, w dolinie uniesień,
płynęła szumnie strumieniem nadziei,
śpiewając hymny minionych poranków
odeszła w ciszy, nie patrząc za siebie.
Została pustka – bolesna i smutna
echo imienia, co już nie powróci.
Jak liść porwany w niepamięć jesienną,
jak ślad na wodzie, co nie zna odwrotu.
Młodości ślady przez wiatr kołysane,
w porywach gnane ku cichym przystaniom,
z zuchwałych lotów w mądrość uziemione –
tak znikła młodość, jak światło w przestrzeni.