stroiciel fortepianów
(lecz struna strunie bywa nierówna)
z sercem naciągał je przy tym jak umiał,
romantyzm chcąc oddać w nokturnach.
Pot kapał mu kapką sapliwie,
na czubku nosa zawisał kropelką
a on niebanalnie i nader cierpliwie,
strunie nadawał lekką dźwięczność.
Ucho nachylał namiętnie ku nutom,
wdzięcznie prężąc wątłe swe lędźwie.
Ciepły dotyk w dłoniach właśnie wykuty
na pięciolinii zawiesić chce zwięźle.
Po klawiaturze spięte palce kluczem,
(niczym żurawie zachłyśnięte klangorem)
w wiolinowym wieńcu zaplecionych nutek
pracę zakończył swego serca utworem.
