"Zwierz na scenie"
aż natknął się na koło,
w dzikich okrzykach
w końcu wybrzmiał język,
rozbitkowie złączyli się w plemiona
by było kim zarządzać,
brał w ręce wszystko co się dało
i wiele narzędzi z tego powstało,
zaczął budować maszyny
by leniuchować,
pobudował domy,
bo niewygodne są jaskinie,
ustandaryzował zachowanie
zwąc to kulturą,
spisywał myśli, eksperymenty
by tworzyć i przetwarzać
w słusznym celu:
ujarzmić świat i
rozwiązać zagadkę istnienia.
Tyle tego, za dużo na jednego
wymyślił więc nałogi i odurzenia
by przez chwilę odpocząć
tak dobrze być na fali, bo
znowu jest się tylko
prostym zwierzęciem,
które wyje do księżyca,
bo nie wie jak zapytać
czy w tej kosmicznej czerni
hojnie usłanej błyskotkami
ktoś widzi, słucha, kocha
to wycie jest tak pierwotne i
silne jak oddychanie.