Bankiet Zwycięzców - H.H przypadki XI
mógł być symbolem moich ponurych myśli.
Matka zachowywała się,
jakby nigdy nic się nie stało.
Próbowała wciągnąć mnie,
w nudne, bezcelowe dyskusje.
Podała mi ciasto,
choć kilkakrotnie wspomniałam,
że nie będzie to konieczne.
Nigdy mnie nie słuchała.
Patrzyłam na nią znad krawędzi naczynia,
zastanawiając się,
jak mogła wezwać Tępicieli,
kiedy tak starannie ukryłam przed nią,
wszystkie ślady wampiryzmu H.
lecz ona,
ta, która od lat tropiła każdy kłębek kurzu,
jakby było to konieczne do przeżycia,
przejrzała moją iluzję.
Ciekawe, czy wiedziała też o mnie?
Może zataiła moją chorobę,
bojąc się ponownego odrzucenia.
Musnęłam dłońmi różową porcelanę.
Przenikające przez nią ciepło
ogrzało moją skórę.
Siedzenie na eleganckich krzesłach,
które podobno były prezentem ślubnym,
powinno znajdować się
na liście tortur cielesnych.
Ten, kto je montował,
był albo geniuszem zbrodni,
albo wyjątkowym partaczem.
Oparcia były o kilka centymetrów za niskie,
przez co wbijały się w łopatki
zdobionym brzegiem,
z kolei siedzenie było za wysoko,
a w dodatku minimalnie krzywo.
Matka potrzebowała godziny,
by przejść od pustosłownych plotek,
do pytania o powód
mojej niezapowiedzianej wizyty.
Doprawdy, refleksu nie mogłam
odziedziczyć po niej,
choć jeśli spojrzeć na ojca,
on także nie miał
swego wkładu w te sprawy.
Uśmiechnęłam się,
a jeśli mój uśmiech był fałszywy,
to nie zauważyła tego.
Czasami dobrze mieć rodziców,
którzy nie interesują się dzieckiem.
Okłamałam ją.
Niezwykle łatwo uwierzyła,
że moim celem było spotkanie z nią.
Zresztą…
To nie do końca było kłamstwo.
Właściwie,
była to niemal cała prawda.
Wampiry mają inną strukturę mięśniową.
Mamy więcej białych włókien,
przez co poruszamy się szybciej,
ale na długich dystansach
radzimy sobie dużo gorzej.
Jednak odległość między nią,
a mną,
nie była duża.Jeden, dwa susy.
Była zupełnie nieświadoma,
jej stopy delikatnie opadały na podłogę,
brzmiąc w moich wyczulonych uszach
jak metronom,
choć dla ludzi pozostawały bezgłośne.
Jej perfumy,
które wtarła za uszami,
dławiły mnie,
wydając się zbyt mocne,
choć użyła zaledwie kilku kropel.
Moje ciało było spięte,
zupełnie jak podczas polowania,
choć pożywiłam się zaledwie wczoraj.
Zamarłam, gdy wspomniała H.
jej głos był pełen fałszywego współczucia.
Niemal ociekał nim,
powodując u mnie mdłości.
Byłam obrzydzona sposobem
w jaki wspominała jego śmierć
jako drobną przeszkodę
w celebracji mojego ślubu.
Zawrzało we mnie,
a następne czyny
rozmazały mi się przed oczami.
Pamiętam, że zerwałam się od stołu,
a krzesło uderzyło z trzaskiem o podłogę.
Podobny dźwięk wydała moja pięść
w kontakcie z jej twarzą.
Pęknięta kość policzkowa,
zanotował mój umysł,
który po godzinach wykładów H.
przyzwyczaił się do natychmiastowego
i instynktownego notowania obrażeń.
Dzięki temu mieliśmy stać się
lepszymi medykami
i kryminologami.
Matka cofnęła się pod wpływem ciosu,
a jej twarz zalała krew
zmieszana z łzami.
,,Nigdy więcej
nie waż się wymawiać jego imienia”
warknęłam,
a był to dźwięk,
który przeraził dorosłego wilkołaka,
kiedy wymknęłam się do lasu w pełnię.
Był dwukrotnie większy ode mnie,
pokryty cuchnącym futrem,
lecz kiedy okazałam mu swą dominację,
podwinął pod siebie ogon,
a powietrze wypełnił
ten sam odór przerażenia,
jaki roztaczał się teraz w kuchni.
Kobieta, którą nazywałam matką,
tą która dała mi życie,
choć było miałkie i pełne bólu,
cofała się przede mną przerażona.
Możliwe, że moje oczy świeciły.
Byłam niemal pewna,
że ronią krwawo czerwony blask.
Możliwe, że moje kły były wysunięte,
a twarz wykrzywiał morderczy grymas.
Nie przejmowałam się tym.
J.O miała nikomu nie zdradzić
mojego sekretu.
Zacisnęłam palce na jej szyi
tak mocno,
że oczy wyszły jej z orbit.
Wierzgała, próbując mnie kopnąć,
lecz byłam dla niej zbyt silna.
Powoli jej ruchy stawały się coraz rzadsze,
a ciosy lżejsze.
W końcu straciła przytomność.
Związałam ją przygotowaną linką,
a później usiadłam przy stole,
wbijając pusty wzrok
w pęknięty kafelek na ścianie.