Perspektywa
w łagodnym powiewie nie przyszedłeś do mnie,
nie rozświeciłeś się zórz łuną na niebie,
nie pojawiłeś w żadnej widzialnej formie,
ja wierzę, że jesteś. Chociaż Cię nie czuję
w zgrzycie suchej modlitwy między zębami.
Trwasz w głębokiej, jak otchłanie pustce głuchej
i w piasku sypiącym się między trybami.
Nie umiem Cię dojrzeć patrząc tu i teraz,
lecz gdy wstecz spoglądam, widzę jednak znaki
Twej obecności. Wyraźny ślad dostrzegam
w zdarzeniach zwykłych skryty dla niepoznaki.
Z daleka widzę te szanse zmarnowane,
wciąż mi dawane na krętych ścieżkach moich
i drogowskazy Twą ręką rozstawiane,
wskazujące właściwe życiowe drogi.