Wieczory bywają brutalne
Niebo powoli dojrzewa
Do gracji koloru granatowego
Na pewnej kłębiastej chmurze
Siedzi Anioł
Jego biblijna postura
Skrywa się głęboko za pojęciem ludzkim
Więc jedyne co można ujrzeć
To młodą i jasnowłosą osobę
Oczy ma zamglone
Lekko przymknięte
Patrzące w nicość
Jest ślepy
Jego długie i blade dłonie
Spoczywają na złotej lirze
Gra on wesołą melodię
Pod jego stopami
Świat leży w łóżku
Przewraca się z boku na bok
Szuka spokoju
Szuka ulgi
Płyną łzy
Myśli
Krew
Gdzieś słychać szloch
Gdzie indziej krzyk
Czy szept głaszczący pewne dziecko
I mówiący nerwowo “wszystko będzie dobrze”
Anioł wszystko słyszy
I jak gdyby nic
Dalej zagrywa swoją wesołą melodię
Wieczory bywają brutalne