Południce
Kiedy żar się z nieba leje, jak w jakiejś Afryce
Na pożółkłych, suchych łąkach łąkach tańczą południce.
Wianki mają z maków krwawych i złocistych kłosów,
Pod kłosami drugie złoto: rozpuszczonych włosów.
W prawo, w lewo i przytupy, jakieś wywijasy...
Niepotrzebna im kapela - skrzypce, ani basy.
Znów dokoła, potem w lewo, no a potem w prawo,
Aż się łąka pod stopami zasnuwa kurzawą...
A dorodne takie baby, że aż cię rozpiera
I do tańca ciebie ciągnie też jakaś cholera.
Wianki, włosy, i spódnice, czerwone korale...
Oj, przytuliłbyś ty jakąś! Nawet w tym upale.
Oj , byś kręcił i wywijał na lewo i prawo,
Twarde piersi by pobodły twoją pierś cherlawą,
Ale strzeż się! Bo gdy słońce zacznie schodzić na dół
Południce tan swój skończą i znikną bez śladu.
Ty na łące sam zostaniesz zgrzany, zasapany,
Przed oczami ci wirować będą jakieś plamy
I pod drzewem się położysz, co na łące stoi,
By walące jak młot serce nieco uspokoić,
By w leżeniu-rozmarzeniu jeszcze powspominać,
Jak to z tobą wywijała prześliczna dziewczyna,
Jak tuliła się do ciebie, patrzyła ci w oczy...
Zda się, że wciąż słyszysz, jak jej spódnica furkoce,
Jak grzechocą jej korale, dzwonią bransoletki.
Wreszcie serce cię zakłuje (gdzie są te tabletki?!)
Będziesz leżał, trochę cierpiał marząc o tych cudach,
A gdy w końcu cię odnajdą - lekarz stwierdzi udar.
.