teatrzyk lalek
zmęczone dłonie prostują grzechy
a ja widz aktor schodzę ze sceny
i za kurtynę rzucam pośpiechy
kłaniam się nisko do samej ziemi
gdzie ludzkie role pięknieją życiem
zbieram pokłosie człowieczej weny
o głównej roli wciąż marzę skrycie
ktoś mi scenariusz zakłóca bólem
chwil niepotrzebnych wiąże traktatem
a ja tak pragnę bez żadnej ściemy
odnaleźć prostą Miłość ze Światem
bym mogła w zieleń kroczyć niebiesko
na przekór burzom co w pamiętniku
pęcznieją śladem niechcianych zaćmień
krzywią twarz piękną w drwiącym uśmiechu
chcę dać im promień wiecznej Nadziei
co kwitnie wiosną konwalią białą
wciąż trwać w teatrze lalek na scenie
i wyrwać z serca tępą ospałość
ty Reżyserze znudzony kopią
wciąż powtarzaną od czasu wszczęcia
spraw by mi dusza wyśniła Jasność
i świętą świętość Święta poczęcia
.