Uśmiech Pomarańczarki
Zatrzymaj się Pani!
Dokąd to zmierzasz z koszami,
napełnionymi ,
soczystymi pomarańczami?
Na rynek miasta co w oddali,
idę tam już dzień cały,
ręce me zmęczone,
od dźwigania,
od chusteczek dziergania.
Tak żal jak i zawiść,
tętnią w oczach Twych,
wytrwale czekasz,
czy kupił kto, jedno z nich ?.
Był jeden chłopiec,
była i dziewczynka,
jedno miało denara,
drugie zaś szylinga
na nic to jednak wszystko,
naraz zza rogu
dopadło mnie dwóch zbójów
grabiąc ze wszystkich monet.
Tako ja Ci pomogę,
bo serce mi rozpęka,
wezmę wszystko co zostało,
zapłacę nieco więcej.
Wielmożny mój Panie,
jakże mogę być bardziej wdzięczna,
przyjmij ode mnie ten uśmiech,
od serca, nie mam więcej.