U spowiednika
chodź o wiele nie prosiłem,
chodź o lepsze jutro się modliłem,
w bezsile się
wiłem.
Potem, gdy zwątpiłem,
Boga odprawiłem,
promem porannym odpłynął,
bilet mu kupiłem.
Wiarą w siebie
i swą siłę,
z życiem się mierzyłem,
zlęknieniem przeszyty, alkoholem
ostrze rozżalenia tępiłem.
Na wiele godziłem się,
na plecach, błędy Twe wnosiłem,
wyrywało ze mnie - doceń mnie,
Ty jednak zuchwale się czubiłaś.
Zatrutym jabłkiem jesteś,
co słodyczą soku zaprasza,
póki gorycz nie wypełznie
spod fałszywego płaszcza.