"Jak rodzi się..." (wersja poprawiona)
Do skały...
Gdy podeszłaś szarpnąłem jarzmo
Nie mogłem odejść…!
Nie mogłem uciec…!
Uspokajałaś mnie szeptem
Otworzyłem oczy nad ranem
A Ty byłaś
Czuwałaś nad moimi snami
Podeszłaś na dwa kroki...
W dłoniach trzymałaś nadzieję
Napiłem się spragniony
Nie spuszczając wzroku
Otworzyłem oczy nad ranem
A Ty wciąż byłaś
Czuwałaś nad moimi marzeniami
Podeszłaś na dwa kroki...
W dłoniach trzymałaś obietnice
Już zawsze...
Nigdy...
Nigdy więcej...
A wokoło szyi
Owinęłaś coś ciepłego
Niczym szal
Znów otworzyłem oczy...
Śniłaś wtulona we mnie
A ja przykuty do skały
Poczułem szczęście...