Nawet wtedy
deszcz majowy bije wściekle o parapet,
bez w wazonie więdnie smętnie... Wiem, nie przyjdziesz.
Może inna by płakała, a ja tańczę.
Bose stopy dotykają chłodnych desek,
wybijają rytm radosny, krew pulsuje,
lubię kiedy mnie muzyka w radość niesie,
nawet wtedy, kiedy się pogoda psuje.
Nawet wtedy, kiedy coś się kończy nagle
i gdy ból próbuje złożyć mnie w pościeli,
wciąż potrafię bez pamięci się roztańczyć,
niby słowik, wirujący świat rozśpiewać.
Rozpościeram obie ręce, jak ptak skrzydła,
wzorem frygi, kręcę wokół własnej osi,
smuga słońca grubą warstwę chmur przebija...
Nie oddadzą słowa, jak to życie kocham.