Parafraza wiersza Josifa Brodskiego *** (Zastępowałem w klatce...)
ale dopóki ust mi nie zatka gliniana gruda,
będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie...
~Josif Brodski
składałam matrycę i pachniałam tuszem, pachniałam też piątą aleją.
Kiedy mnie zabrano na przejażdżkę, wróciłam po roku i trzech miesiącach.
Wypłakałam się w niecałe trzy tygodnie. Potem byłam jak skała.
Miałam ksywę Goliat. Chociaż jestem kobietą. Wysoką.
Przeczytałam stos książek i metry procedur.
Grałam w kości i w pokera. Znalazłam się na marszu równości i
piłam księżycówkę w piżamie i w sukience.
Na Giewoncie śpiewałam „Góralu czy ci nie żal”,
zachłysnęłam się raz morską wodą, a raz dostałam drugą szansę.
Uśpiona jest, a może przyczajona?
Chciałam opuścić ten piękny kraj, jednak moje serce nie było gotowe.
Włóczyłam się po nizinach i po szczytach. Sadziłam cebulki tulipanów.
Szesnaście przeprowadzek i nowe okna. Zapomniałam już wiele,
przyjaciół miałam. Odeszli na stałe z tej ziemi. Ktoś pozostał.
Jak berliński królik, w niewoli teskniłam za wolnością,
a kiedy wyszłam z niej, nie wiedziałam jak mam istnieć.
Z niejednej studni piłam wodę i karmiłam się marzeniami. Szłam z duchem czasu.
Zbierałam okruchy z pańskiego stołu. Bo tak mi przykazano.
Potem tańczyłam na nim kankana.
W bezsenne noce niczym opiłki szkła, sen wbijał się w źrenice,
wyganiał świty. Wyganiał cisze. Dzisiaj już widzę sens w tym, co robię,
Odpoczywam. Z bólem mam dożywotne porozumienie i proszę o to,
by nie przywalano mnie grudami ziemi, kiedy w niej spocznę.
Proszę jedynie o ciepły piasek z mojej klepsydry.