Noc jańska
Jedwabiem pajęczej nici, mocą wniebowzięcia...
Oburącz chwycił się chmur, tulił się i wtulił
W poduchy... Miękkością łamiąc siłę mięśnia.
Skruszona kopia serca łzą na świat spłynęła
I bój o los zwycięski bezkrwawy poczęła.
Chrzest cienie leniwe rozpełzłe po ziemi
Obudził do żywych... Dziś już nie ma cieni!
Niebo pociemniało ciężkie od oparu.
Krwawy pot wylało na łany moczaru...
Bez zastanowienia i bezwarunkowo!
Ciężki los kamienia z podniesioną głową...
Choć wstał z martwych półcień i nie byle jaki,
Miękki tak zewnętrznie... Wewnątrz twardy taki.
Kopia na pół pękła grotem poruszona.
Serce niczym młotem głowa przytłumiona...
Kontur jakby bledszy. Choć może się zdaje...
Kwiecie obumarłe. Czerwcowe pomaje
Ustępują miejsca przedletniej świeżości.
Znikła żółć rzepaku. Błyszczy żółć radości.
W kaczeńcowym gaju gwarno i wesoło.
Ptaszęta tak kwilą w dwu sercach. I wkoło…
Nad stawem przyklękli… Przecudnej urody!
Tulą się odbicia do łagodnej wody...
Niepewność nie tuli się do niepewności!
Ramię przy ramieniu. Gdzieże kwiat miłości?
Zimna wiosna supły na pąkach związała.
I tylko gorączka by je rozerwała.
Letni wiatr powiewa... Sukienkę porusza...
Jednakże do lata musi dojrzeć dusza!
A pąki nieletnie. Nawet niemajowe…
Jakby skute lodem... Zimowym powojem.
Wstyd ukrył zagajnik! Zniknęli oboje!
Ale cóż to!? Czerwień znowu się wynurza!?
I zieleń znów widać! A zamiast ust - róża!
Chłód wieczora zniknął. Do nocy daleko,
Do domu nieśpieszno... Księżyc hen za rzeką.
Świetliki w zaroślach wabią się tańcami.
Wzlatują wysoko z ognisk iskierkami.
Woda ogniem płonie. Wianki z głów spadają.
Przez ognisko skaczą. W rzece się kąpają.
Tylko gwiazdom smutno. Nie zdążyły błysnąć.
Noc trwała za krótko. I świt nie mógł przysnąć.
Odbić w stawie jańskim od dawna nie widać.
Wianek nie zatonął… Nie trza się ukrywać!
W oczy spoglądają młodzi kochankowie
Słonecznym moczarom, kaczeńcom i sobie...
Na wieki złączeni... Po grób! I po niebiosa!
Panicz złotowłosy... Panna złotowłosa...
***Krystyna Szmygiel***