Na bezludnej wyspie
(choć źle to delikatne słowo).
Trauma tragedii wbije Cię w obcy świat.
Ledwo będzie Ci się udawać.
I trzeba będzie naprawdę zapie...ć.
Będziesz mieć dużo wkoło siebie roboty.
By dać radę z dnia na dzień.
Bo będzie naprawdę ciężko...
Płacz, pot, łzy. Znikąd pomocy, znikąd pocieszenia.
Powoli w wielkim trudzie oswoisz ten dziki świat.
A może on przestanie zwracać na Ciebie uwagę.
Jakoś to będzie, przeżyłeś początek. Dalej dasz radę.
A potem przyjdą dni, kiedy naprawdę zaboli
to, że nikogo przy Tobie nie ma.
Sam jak palec i nie wiesz co ze sobą począć.
Wszystko, co dobre odebrane.
Został tylko przykry obowiązek.
Jak pusta skorupa dryfująca gdzieś w przestrzeni.
Coś będziesz próbował zrobić.
By chociaż czas i nudę zabić. Bo przecież
tak w zawieszeniu i bezruchu trwać. Bez końca...
Niby coś będziesz robił.
Codzienne obowiązki, jakaś rutyna...
Są ludzie, którzy uciekają od świata.
Ale ci, którzy znaleźli się "tam" z wypadku...