Ktoś spoza normalności granic
— Li Hongzhang
powyłączał światła.
Zabrał też nam buty, w których
wola walki zgasła.
Spryciarz o nieznanej twarzy,
wypełz chyba z ziemi.
Widział radość niezmąconą,
której nie mógł zdzierżyć.
Zabrudził pełne szczęścia dni,
plamami gorzkich słów.
Rozbił obóz niczym zły duch,
przyklaskując diabłu.
Bez świateł iść dalej rzecz trudna
- ślepe ścieżki całe.
Gromem z nieba by go trafić,
wyjściem doskonałym.
I z zarazą wejść w układy,
niech by hydrę zżarła.
Dość bierności, dość poddaństwa,
gdy z serc prawie miazga.
Jak odnaleźć jednak wroga
co się skrzętnie chowa?
Milczy teraz, może chory?
To nam czas pokaże.
Mój stalker chyba na wakacjach...