Pieśń pól
na złotych polach cisza rozlana.
Wiatr ich dotyka dłonią tak miękką,
jakby im szeptał sekrety z daleka.
Mak czerwienisty, chaber jak sen,
tańczą wśród zboża, co złoci się hen.
Zieleń oddycha spokojem przestrzeni,
a wiatr jak malarz pejzaż odmienia.
Nad nimi niebo błękitne, szerokie,
wielkie lustro dla duszy głębokiej.
Obłoki płyną powoli, bez celu,
jak myśli wolne w ciszy niedzieli.
Pola bez kresu, bez granic, bez śladu,
w nich wolność śpiewa wśród świtu i ładu
i wszystko w jedno się stapia bez lęku –
kwiaty, niebo i wiatr w ich podzięku.