poranna wyprawa
króluje nad lasem i łąką
przymykam oczy
tkwię jeszcze w królestwie Morfeusza
dwie sarny o niewyraźnych konturach
zatraciły płową sierść
niespokojnie podskakują
przestraszone turkotem
słońce unosi się nad pobladłą przestrzenią
rozdziela dwa światy o poranku
smętny jeszcze pogrążony we śnie
drugi bardziej świetlisty tchnący nadzieją
opary podnoszą się ku górze
ale nierównomiernie
niektóre okolice tkwią w szarości
inne odzyskują koloryt
opuszczam pociąg po niebie płyną obłoki
niespokojne jak maluchy
bawią oko zmiennością
są jak misie i bałwanki
witam się z jeziorem
zniknęły szarawe pokłady
kładką chce dotrzeć do królewskiego kamienia
siedmiomilowych butów brak na stanie
Bożena Joanna
październik 2022