Corrado i klawisze
Wnukowie dbali o jego wygodę. Pawełek, starszy z bliźniaków o cały kwadrans, świetnie parzył kawę, nie wiadomo od kogo zdobył przepis. Wlewał ulubiony napój zawsze w wyparzoną filiżankę aby zachować jak najdłużej ciepło i aromat.
Ostatnio pomiędzy braćmi panował chłodny spokój. Obaj chodzili z nosem na kwintę, nie było żadnej sprzeczki, podniesionych głosów ani brząkania na gitarze. Pawełek próbował swoich sił w ulubionej kompozycji na ten instrument. Godzinami potrafił słuchać „Concerto de Aranjuez”. Zawsze znajdował coś poruszającego w tej melodii.
Przeglądał zdjęcia z pałacu, podziwiał porcelanową komnatę i wizytę w prywatnym zameczku, kiedy towarzyszący im ochroniarze reagowali na każdy ruch dłoni, kiedy obejmował Joannę. Czuli się jakby spacerowali pod specjalną eskortą bardziej jak złoczyńcy niż turyści.
Rozkojarzony wnuczek poślizgnął się i o mało co nie wywrócił z gorącym napitkiem. Jako że czasami zdarzają się cuda Pawełek nie poparzył dłoni, a filiżanka ocalała. Druga porcja kawy smakowała znakomicie. Dziadek chciał pochwałami trochę rozchmurzyć chłopaka. Niestety, nie udała mu się ta sztuka. Postanowił więc drążyć temat. Czuł, że dzieciak wysyła sygnały i czeka na pomoc.
— Powiesz mi, co się wydarzyło? Brak pogody na waszych licach, instrumenty milczą, chodzicie skwaszeni? Problemy w szkole? Odezwij się, chłopaku! Co cię martwi? Postaram się trochę pomóc jak przystało na starego dziada, co nie jedno widział.
— Koyo, skąd wiesz to wszystko?
— Jak nastolatkowie chodzą ponurzy, to znaczy że spotkały ich kłopoty, może mniejsze może większe, ale zawsze problemy. Czy mama niezadowolona z ocen? Musicie jej to wybaczyć, zawsze była prymuską.
— W budzie wszystko Ok. Mamę trudno zadowolić. Ale nie ma dramatu.
— Zatem, do rzeczy! Co jest grane?
Kilku chłopaków założyło szkolną kapelę. Paweł i Piotrek grali na gitarach, trochę śpiewali w chórkach, ale główny mózg grupy, pianista i klawiszowiec, złamał rękę. Szykowali się do konkursu amatorskich zespołów rockowych. Szanse na debiut przepadły. W panującej gorączkowej atmosferze przed imprezą nie znaleźli zastępcy. Kompozytor nie chciał obcym udostępnić swoich utworów. Palce odmawiały posłuszeństwa.
— Zaprosiłeś pewnie Annabelle na ten event. Podoba ci się? A teraz nie zaimponujesz na scenie?
— Obciach!
— Czy regulamin zabrania udziału seniorów?
— Nie ma ograniczeń wiekowych. Sporo grup ma opiekunów muzycznych. U nas jest profesjonalista, więc nie myśleliśmy o włączeniu nauczyciela.
Corrado odłożył pustą filiżankę. Sięgnął wspomnieniami do lat młodości w Toskanii.
Grał w parafii na organach, maestro chwalił młodzieńca za muzykalność i uderzenie w klawisze. Na mszach czarował interpretacjami kościelnych utworów, ale konserwatorium w Mediolanie odmówiło przyjęcia młodego adepta na solistę.
Jego ręce nie odpowiadały schematom, jakie krążyły w kręgach muzyków. Miał silne palce, ale dłonie sprawiały wrażenie rzemieślnika a nie artysty. Wuj w tajemnicy przed rodziną wysłał nagrania do Paryża, skąd przyszła pozytywna odpowiedź. Młody Corrado nie mógł znieść myśli o rozstaniu z ukochaną mamą, która ostatnio szwankowała na zdrowiu.
Podjął niespodziewaną decyzję, że zostanie lekarzem aby przynosić ulgę swoim bliskim. Nie spodziewał się wtedy, że większość życia spędzi we francuskojęzycznej Brukseli. Ostatni raz zasiadł do organów w Kościele Notre Dame de Sablons w zastępstwie maestra de Vrie na ślubie kolegi. Gościom nawet spodobało się energiczne brzmienie cennych organów. Wcześniej pogrywał jeszcze na organach Hammonda w studenckim zespole, zdobywając sympatię dziewczyn, których wiele kręciło się wokół przystojnego studenta.
— Na jakim instrumencie gra wasz leader? Mam trochę wprawy w muzykowaniu, może będę pomocny? Przynieś nuty z utworami kolegi, trochę poćwiczę, mam nadzieję, że proboszcz nie zabroni mi wprawek — powiedział w zastanowieniu po dłuższej chwili milczenia.
Paweł zareagował błyskawicznie, wyciągnął komórkę z dżinsowej kurtki i głośno poinformował kontuzjowanego chłopaka, że wspomoże ich dziadek, ale musi poznać instrument. Kiedyś występował na koncertach.
— Pawełku, pohamuj się trochę. Pobierałem lekcje w kościele u znakomitego organisty, ale nigdy nie zagłębiłem się w naukę w tej dziedzinie.
Odebrał słuchawkę wnukowi.
— Oferuję swoją pomoc, ale potrzebuję trochę palcówek, żeby dopasować rytm do twoich kompozycji. Użyczysz mi instrumentu na próbę?
— Pewnie, straciłem już nadzieję, że zaprezentuję te melodie i piosenki. Spada pan jak z nieba. Paweł nigdy nie mówił o dziadku koncertującym na organach.
Bez przesady, jestem tylko amatorem bez muzycznego wykształcenia. Kiedy możemy być u was? Zapytaj rodziców.
Za chwilę oddzwoniła matka zrozpaczonego muzyka z zaproszeniem na kolację .
****
Imponująca postać lekarza onieśmielała kontuzjowanego muzyka. Corrado potrafił znakomicie przełamywać bariery lat i nieśmiałości. Po dziesięciu minutach rozmawiali jak starzy kumple. Rodzice chłopaka nie kryli zadowolenia z nawiązanego kontaktu.
Nadeszła decydująca chwila. W głębi duszy nieco speszony Corrado zasiadł do instrumentu wysokiej klasy. Obawiał się mocno, czy nawyki kościelnego organisty, nie zburzą harmonii wieczoru. Zagrał kilka gam i ulubioną fugę Bacha, którą zjednał sobie sympatię Jeana i rodziny. Dłonie poruszały się sprawnie po klawiaturze pomimo braku kontaktu z muzyką.
Pierwszy zareagował Jean.
— Pan nie uderza w klawisze. Pan je pieści jak misia, a one wydają czysty dźwięk i zachwycają.
— Wolnego, kolego. Mam silne palce, gdybym użył siły, zadygotałby cały dom. Nie chcesz chyba katastrofy.
— Koyo, ukrywałeś się tyle lat — nie wytrzymał Paweł.
— W gwiazdach zapisano mi inną przyszłość. Ponad pięćdziesiąt lat kroję ciało, zszywam i naprawiam niedostatki natury. Zadawala mnie moja aktywność zawodowa. Niewiele pozostało mi z artysty.
W przypływie emocji Paweł nie kontrolował słów, a rodzice kolegi pozostawali rozczuleni relacją międzypokoleniową odbiegającą od przyjętych norm. Nieco pozazdrościli tej bezpośredniości, której brakowało w ich rodzinie. Jean nie odważyłby zwracać się do seniorów rodu w tak otwarcie, pomijając wszelkie zwyczajowe formuły, a co dopiero zdrobnienia.
— Potrzebuję trochę treningu aby rozruszać dłonie. Zacytuję stare powiedzonko, że praca czyni mistrza.
— Mistrzu, wypożyczę ci moją Yamahę, abyś grał do woli.
— Nie za szybko podejmujesz decyzje, kawalerze. To nie jest tania zabawka.
— Ojciec Jeana pospieszył z odpowiedzią, że zorganizuje transport.
Utwory syna sprawiały przyjemność słuchaczom. Nie zawierały zbyt wiele trudnych przejść, ale w zespole wszystko musiało być dopracowane do możliwości tria, klawiszowca, dwóch gitar i solisty, który bez wątpienia nie wycofa się. Śpiewać można i z ręką na temblaku. Klawiszowiec jednak będzie musiał zharmonizować całą trójkę. Doskonale wiedział, że młodym trudno narzucić swoją wolę. Postanowił do współpracy włączyć Giacoma, genialnego choreografa i niezłego gitarzystę. Nie zdradził sekretu, pragnął, aby Pawełek olśnił widownię swoją interpretacją hiszpańskiego utworu i oczarował śliczną Annabelle. Tego wszystkiego jednak uradowany chłopak nie musiał wiedzieć.
****
Giacomo bardzo solidnie wziął się do pracy, ale temperament południowca przeważał. Długie monologi rozśmieszały chłopaków, ostry tembr głosu jednak przywracał równowagę zespołowi. Do grupy dołączył Angelo, autentyczny talent pieśniarski. W zakresie modulacji i prowadzenia dźwięków przewyższał nawet solistę, który nie pojmował, że tak uzdolniony młody człowiek wybrał medycynę a nie karierę piosenkarza.
Corrado doskonale przystosował się do młodych charakterów. Z niebywałym spokojem przyjmował wszystkie propozycje ze strony rozgorączkowanych dzieciaków. Nikogo nie krytykował, w kwestiach spornych nie zabierał głosu. Próby ciągnęły się długo w nocy. Nikogo to nie raziło. Helenka cieszyła się, że z domu zniknęła przytłaczająca atmosfera. Dwaj starsi panowie nie uskarżali się na nadmiar aktywności. Nie mogli spędzać czasu tylko z młodzieżą, odpowiedzialna praca czekała w klinice.
Rozradowany Giacomo skomponował nawet dwie serenady dla Katariny. Corrado miał wątpliwości co do prawdziwej adresatki utworu. Pragnął wskrzesić Joannę, zmarłą zonę przyjaciela, za którą przepadał i która doskonale sprawdzała się jako partnerka w tańcu. Corrado nie komentował. Serenady przybliżały obecność Aśki, której obecność obydwaj odczuwali w czasie prób.
Repertuar grupy poszerzył się o dwa utwory solowe w wykonaniu Giacomo i piosenkę neapolitańską za sprawą Angelo, któremu wtórował ojciec.
Jean ożył, załamanie powoli odchodziło, chociaż nie mógł sam zasiąść do klawiszy. Oddał dowodzenie w ręce Corrado, przyjął frazowanie sugerowane przez doktora, który stawał się jego mistrzem. Wyznaczył mu do odegrania nawet solówki, aby każdy czuł się należycie doceniony w zespole.
****
W dzień koncertu wszystkich ogarnęła trema. Zimną krew zachował Giacomo, nie tolerował oznak słabości wśród młodych muzyków. Surowo przywołał do porządku Piotrka, który pod wpływem stresu chciał zdezerterować. Corrado podśmiewywał się w duchu z kolegi, że zaprowadził prawdziwie wojskowy reżim w debiutującej kapeli. Nie na darmo kierowano doktora do najbardziej niesfornych pacjentów, panował nad nimi znakomicie. Chorzy spoglądali wtedy na Corrado z prośbą, aby zabrał tego bezlitosnego pigularza. Zwykle kobiety czekały na uśmiech i ciepłe słowa chirurga, który imponował posturą i ciepłym barytonem.
Corrado rozłożył nuty, ale wszystkie utwory już na dobre zagnieździły się w pamięci. Obawiał się trochę wyskoków młodych, zaś poważnie obawiali się porażki. Na widowni znajdowała się wystrojona Annabelle pozująca jak aktorka. Koyo klepnął wnuka po plecach by dodać odwagi przed pierwszym występem i kontaktem z publicznością. Mocno skupiony Pawełek nie wydobył z instrumentu ani jednej fałszywej nuty. Burza oklasków onieśmieliła nieco młodzieńca wpatrzonego w dziewczynę jak w obrazek.
Przy nowych piosenkach leadera grupy bawiło się towarzystwo bez względu na wiek. Aranż dokonany przez Koyo nastroił pozytywnie młodszych i starszych. Nie drażniło mocne uderzenie, ale publiczność wystukiwała rytm, który pogłębiał ciekawe brzmienie. Piotrek prowadził nieźle gitarę basową i pochłonął go rytm, pozbawiając strachu przed kompromitacją.
Katarina ocierała łezki przy specjalnie dedykowanej serenadzie na jej cześć. Małżonek poruszył tęskną nutę w sercu.
Młode panienki obserwowały przez lornetkę duet ojca i syna o bliźniaczo podobnej twarzy. Niejedna chciała rzucić się na szyję medykowi, ale on patrzał tylko na Dinę, swoją sympatię od najmłodszych lat.
Jean przedstawił Corrado jako twórcę i kierownika kapeli, który uratował występ po niefortunnym wypadku klawiszowca. Publiczność doceniła brawurowo wykonaną fugę i przebój Pink Floyd. Koyo nie spodziewał się podobnego entuzjazmu, dyskretnie wycofał się ze sceny by młodym ustąpić miejsca.
W kulisach wnukowie przybiegli do dziadka z radosnym wyrazem twarzy.
— Koyo, ty nas naprawdę kochasz, a myśmy uważali, że faworyzujesz Dinę — krzyczeli jeden przez drugiego w szale radości.
— Chłopaki wracajcie na scenę. Dziś wasz prawdziwy triumf — odezwał się, wypychając chłopaków na scenę.
Jednocześnie pomyślał, że szaleństwa młodości mogą pomóc nastolatkom zakosztować moment sukcesu.
Publiczność długo wiwatowała i prosiła o bis.
Bożena Joanna
marzec 2025