zamknięta w pryzmacie...
malowała dom drzewa horyzont jaskry
drażnił ją spokój więc stwarzała sztormy
za szare myśli za kolorowe marzenia
on usypał się niechcący gdy drgnęła dłoń
powstał zarys a potem nieznany cień
oniemiała a piasek wbił się pod paznokcie
poranił i zakłuł a spod powiek spłynęły łzy
poddała się to on zwyciężył rozbijając
kamieniem jej świat
a ona znalazła się wewnątrz pryzmatu
szklane iskry opadały zaostrzały się kolory
i przenikały w siebie tworząc chaos
dom złączył się z sosną w migotliwe jaskry aż po horyzont
czekała na nią i patrzyła jak słońce
igra z kostrzewami
w ciszę wciskała witraże z kolorowych
szkiełek znalezionych po drodze
drążyła w piasku jamki układała łąkowe
bukiety i przykrywała kawałkami
rozbitych luster
to były okienka do jej nowych światów
kiedy się zmęczyła to wyszła z tej szklanej
klatki zostawiając pokruszone nadzieje