Błazen na scenie
Zdarza się jednak tak, że zamiast na Z kończymy na B.
Zanim historia zacznie się, mówią ci już: ej zwijaj się.
Banicja, bezpowrotny bilet, za niedopasowanie wygnanie.
Choć jesteś tu fizycznie nie ma cię już nigdzie.
Wykreślanie z list, zapomnienie, głupiego udawanie,
Amnezja.
Hymm…poczekaj ja cię nie
znam.
Zniknij, daj zapomnieć, nie
chcę się wysilić,
Wolę skreślić, wyautować,
Zrobić z ciebie durnia,
Tak jest łatwiej niż
budować.
Patrzę z góry na twą gębę,
Shit, zaraza, gówno z ciebie.
Stój najlepiej metr ode
mnie.
To ja decyduję kim jesteś.
Wyjdź, idź, to nie twoje
miejsce.
Ty się stąd wywodzisz?
Żartujesz.
Wylatujesz, wstęp
wzbroniony.
To co było przed B to taka mrzonka,
historia głupka, arlekina z desek teatru,
Błazna co przyszedł na galę rozdania oscarów.
Ktoś dał mu kopa, na chwilę tylko wyleciał ze sceny,
A scena zamieniła się w ekran.
To już nie ten świat, nie jego sztuka.
Znane twarze przybrały obce mu maski,
W śmiechy szydercze zamieniły się dawne oklaski.
Zbłąkany pajac przechwycił statuetkę,
Złoty rycerz wyślizgnął mu się z rąk
I ostrzem przebił mu serce.
Mistrz desek ponownie stanął w centrum uwagi
Pokonany, samotny ze sztucznym uśmiechem
Wciąż przylepionym do mordy.
Nikt nie przyznał się, że z nim na jednej scenie był,
Zamiast dobrego spektaklu wyszła mu jakaś parodia dramatu.
Miał potencjał do tej roli,
Ale układy weszły do nowego rozdziału
Scenariusz został napisany ponownie
Bez jego udziału.
Taki peszek, proza życia, może jego wina,
nie ogarnął w porę zmian, kiedy wszyscy przechodzili z teatru do kina.
Imię jego nieznane
No name ma nową odmianę.
Poza aleją gwiazd nie żyje się łatwo.
Pusty żywot nabiera duchowego wymiaru.
Samotny wędrowiec,
śmieszny świata obywatel udający dobrą zabawę.
Bez historii, bez miejsca,
Wyrzutek jedyny w swoim rodzaju.