historia jednej fotografii… (drugie spojrzenie)
/z niepokojem pus'cil'am dl'on' mamy - wyobraz'am sobie niepoko'j mamy/
wskazuję jej czarnobiały prostokąt w
albumie sprzed kilku dekad
gładzi dłonią i szeleści pożółkłą zakładką
pomiędzy
taka pergaminowa jak jej przeźroczysta
skóra na dłoni zamyka oczy i tam i tu
pewnie nic nie ucieka
otwiera spojrzenie takie dalekie i znowu
gładzi po włosach małą dziewczynkę tak
jakby wpinała białą kokardę we włosy
poprawia ciemny mundurek z marynarskim
kołnierzem i wygładza fałdy spódnicy
te białe rajtuzy i czarne buciki to z paczki
amerykańskie
fotografia której myśli krążyły i wymykały
się z jej labiryntu pamięci a jednak
wyobrażała sobie córeczkę
wychodzącą z narożników nadszarpniętych
czasem i podążając w ślad za nią
powoli odzyskiwała pamięć i nakreślała
swój szkielet tamtej historii
wspomnienia którego nigdy by nie było
gdyby nie kadr z tamtej chwili
tak samo jak mnie myśli obrazy i światło
poprowadziły ją do wrześniowego poranka
do ławki gdzie usiadła i z niepokojem
wypuściła swój skarb z dłoni
byłaś taka wystraszona i zagubiona
twój brat nie chciał cię tam wprowadzić
dla niego byłaś gówniarą uśmiechnęła się
fotografia którą zrobił twój ojciec
aparatem zamyśla się
zapomniałam
taka nazwa ptaka letniego pewnie
to był piękny aparat w skórzanej oprawie
chyba czajka tak czajka cieszy się
jak mała dziewczynka z tamtego obrazu