motylęk
bez zbijania tynków z pralek
kiedy dotrzesz swoim lotem
czci ugoszczą cię naprawdę;
chociaż fruwasz chuć falując
bez litości z płatków kwiatka
w mig z jednego rozpatrując;
gdzieżby znowu szło polatać
twe skrzydełka la van Gogh'i
dociągają zmierzch powódki
nią odłączasz cykl wyzwoleń
róż z rażonych łyknąć trutkę
barwą nieba w słońca blasku
niekończącą cen wiosennych
podarunków wśród poklasku
oznajmiając gdy się mniej śpi
szeptaj szczęściem ale w ciszy
pod skrzydłami łasząc ich sen;
żeby kto wnętrz nie dosłyszał
nim odfruniesz w siną dal hen