Mistrz w pełni dla Małgorzaty (III)
~ Michaił Bułhakow ~
Nie dla niej.
Kiedy wkłada na nagie ciało jedwabną koszulę i boso podąża w szarość. Przemyka jak kot pomiędzy dniem i nocą, szukając ukojenia.
Stuk kołatki otwiera ciężkie wierzeje. Małgorzata przystaje na chwilę, by ostudzić podniecenie. W kamiennej posadzce chłodzi stopy.
W mrocznym korytarzu narasta strach trzymający cugle rozkoszy. Stąpa po schodach w kierunku jajecznego prześwitu pomiędzy szczeliną niedomkniętych drzwi.
Mistrz czeka w czarnym szlafroku z podbiciem koloru krwawnika. W brustaszy tkwi purpurowa poszetka. Czeka na kobietę zniewoloną przez Księżyc.
Kiedy pełnia zaczyna wrzeć i kusić, rozpoczyna się preludium nocy. Chlusta z niej księżycowa lawa, wylewając się pożądaniem. A kiedy przekroczy próg alkowy, ucieleśni się w tym strumieniu Małgorzata niezwykłej urody.
Samotna, odważna, zepsuta i romantyczna. Zakneblowana i rozwiązła… kobieta walcząca. Pod nerwowymi gestami i zadyszanym życiem ukryte heroiczne atrybuty czekają na wybuch.
W samej rzeczy doskonały kamuflaż prostoty i skromności, a jednak jak ćma podąża w kierunku piekła. Lgnie do ognia, parzy, by potem lizać rany. Jednak zawraca do dnia. Zawraca tam, gdzie przygasa jej wstyd, gdzie zmaltretowany umysł szuka rozgrzeszenia. Pukanie i wciąż dostaje znak krzyża.
Znika prześwit w drzwiach. Mistrz zarzuca na tors czarny robdeszan. Chłodną tkaniną gasi rozpalone ciało.
Zapada w ciemność.
Ona zaś promieniami Słońca ogrzewa chłód nocy i już tęskni za następną pełnią Księżyca.